wtorek, 14 maja 2013

Kierunek Berlin

Czyli fotografii spacerowej ciąg dalszy.
Tak się złożyło, że miałem ostatnio okazję pozdzierać trochę buty o berlińskie bruki. Mimo, że w u naszych zachodnich sąsiadów jestem dość częstym gościem to Berlin odwiedziłem dopiero drugi raz przy czym pierwsza moja wizyta odbyła się w czasach kiedy to Niemcy miały dwie stolice, a panujący w naszej części Europy system trzymał się jeszcze równie mocno jak strzegący go mur. Dziś to zupełnie inne miasto i to nie tylko pod względem architektury, której niektóre z co bardziej śmiałych form potrafią naprawdę zadziwić, ale i pod względem kulturowym. To bez wątpienia najbardziej wysunięty na wschód tygiel z mieszanką ras ludzkich i narodów zamieszkujących wspólnie jedno miasto. Wielojęzyczny gwar w którym z oczywistych względów dominuje niemiecki, ale obecność polskiego w muzeach, galeriach czy restauracjach jest też dość powszechna.Moim zdaniem to ciekawe miasto bardzo otwarte na przybyszów. Charakter mojej wizyty miał jak zwykle charakter fotograficzno- kulinarno- kulturalny jednym słowem typowa turystyka. Zabrałem jeden korpus (M9) i trzy obiektywy (28/2,8; 35/3; 50/1,5). Poniżej pierwsza lużna seria zdjęć raczej bez motywu przewodniego.


                             Cron 35/2

    Cron 35/2

    Cron 35/2


  Cron 35/2


    Cron 35/2


    Cron 35/2


   Cron 35/2


    Cron 35/2


    Elmarit 28/2,8


    Elmarit 28/2,8



    Elmarit 28/2,8


    Sonnar 1,5/50


    Elmarit 28/2,8


    Cron 35/2


    Trochę to u nas nie wypada, ale chyba...





piątek, 10 maja 2013

Panasonic G1 & M lenses


 Panasonic G1 to przedstawiciel systemu micro4/3 (matryca wielkości 1/4 FF). Dzisiaj cyfrak, który debiut rynkowy miał 5 lat temu to delikatnie mówiąc weteran, żeby nie powiedzieć staruszek ja jednak wolę określać go mianem prekursora gdyż był to pierwszy aparat w tak popularnym dziś systemie. Co go dzisiaj wyróżnia na tle innych bardziej współczesnych bezlusterkowców ? - chyba tylko cena bo  używany korpus w bardzo dobrym stanie można kupić za ok.  450 zł. Do tego przejściówka na bagnet M za kilkadziesiąt zł i otrzymujemy zabawkę o całkiem ciekawych możliwościach.
Tak wygląda korpus  z różnymi obiektywami:



 


A poniżej trochę zdjęć jakie z takich zestawów się uzyskuje:

    Sonna 1,5/50


    Sonnar 1,5/50


    Sonnar 1,5/50


    Nokton 50/1,1


    Nokton 50/1,1


    Nokton 50/1,1


    Wide-Heliar 15/4


    Wide-Heliar 15/4


    Wide-Heliar 15/4


    Wide-Heliar 15/4


    Wide-Heliar 15/4

 
    Wide-Heliar 15/4

 
    Wide-Heliar 15/4

Od siebie mogę jeszcze dodać, że ustawianie ostrości przy pomocy EVF w G1 przy obiektywach 50mm to czysta przyjemność. Nie trzeba nawet korzystać z opcji powiększania obrazu w wizjerze. W przypadku Wide-Heliara najlepiej posługiwać się skalą odległości na obiektywie.
Jeżeli miałbym w jednym zdaniu podsumować stosowanie obiektywów z bagnetem M na G1 to powiedziałbym, że to całkiem fajna zabawa.



piątek, 12 kwietnia 2013

Na straganie w dzień targowy...

Jako, że wiosna mi się nieco ociąga, śnieg topi się leniwie, a to co z pod  niego wyłazi i oczom mym się ukazuje do fotografowania zbytnio mnie  nie zachęca przeto kilka swobodnych refleksji na temat jak w tytule.
   Mam takie dziwne coś, że bardzo lubię wszelkiej maści bazary, targi, giełdy czy inne podobnie wyglądające imprezy okolicznościowe jak np. odpusty. Nie wiem z kąt to się bierze, ale jak tylko zobaczę choćby kilka zgrupowanych do kupy straganów to jakaś siła mnie pomiędzy nie pcha. Najbardziej lubię targi staroci, ale straganem z warzywami też nie pogardzę bo również działa na mnie jak magnes .Podobnie jest z odpustami z ich korowodem baloników, świętych obrazków i oczywiście arsenałami wszelkiej maści broni plastikowej, która sobie tylko znanym sposobem trafia pod nasze kościoły wprost z państwa środka. W żadnym sklepie nie ma takiej atmosfery jak na targu i nie ważne tak naprawdę czym się tam handluje czy to pietruszka, podhalańskie kożuchy, rosyjskie czajniki, biała broń czy biała bielizna. Nie wiem może to jakiś atawizm we mnie siedzi, może jakaś inna szajba ale pomidor z hipermarketu kompletnie mi nie smakuje, a tenże sam pomidor (i prawdopodobnie nawet z tej samej plantacji i po odbyciu tej samej podróży z Polski do Holandii i z powrotem) leżąc na straganie -  no po prostu śpiewa do mnie aromatem niczym sam Mistrz Wiesław Michnikowski.
 Jest myślę tu jeszcze pewna myśl głębsza, mianowicie, że tutaj jeszcze po drugiej stronie lady stoi zwykle człowiek, który wie,że jego jedyną szansą w konkurencji z marketem dwie ulice dalej jest szeroko pojęty stosunek do klienta i że czasami proste " panie Piotrusiu po małosolne to wpadnij pan jutro, bo te to coś nie za bardzo" powoduje, że wolę bazary i dopóki będą istniały będę tam wracał. 






















































czwartek, 7 marca 2013

Najcieplejsze miejsce na ziemi

Myślicie może, że najcieplejsze miejsce na ziemi jest gdzieś pod palmami albo w Dolinie Śmierci - nic podobnego tam jest po prostu gorąco, bardzo gorąco czy wręcz nieznośnie gorąco. Najcieplejsze miejsce na ziemi jest zupełnie gdzie indziej. Jest tam gdzie bez względu na porę roku nigdy nie wieje chłodem. Tam skąd nikt nigdy nie może wyjść głodny albo spragniony. Gdzie zawsze zostanie cierpliwie wysłuchany i nigdy, ale to nigdy nie poddany ocenie. W najcieplejszym miejscu na Ziemi jest zawsze spokojnie i przytulnie choć wcale nie koniecznie cicho. Raj ?, fikcja literacka ? - skądże znowu - to po prostu babcina kuchnia. Babcina kuchnia - ostoja stabilności tego świata nie ulegająca modom, trendom czy innym szaleństwom dzisiejszych czasów. Ona jest jak opoka, której nie imają się fale żadnych dobrych czy złych koniunktur. Opoka, która przetrwała wszystkie czasy wichry i wydarzenia i ciągle trwa. To nie rządy, politycy czy ustroje, ale właśnie babcina kuchnia jest gwarantem stabilności tego świata i dopóki ona istnieje możemy spać spokojnie. A na dodatek - możecie mi wierzyć albo nie - tam naprawdę bardzo często pachnie najlepszą szarlotką świata.
























sobota, 23 lutego 2013

Kodowaniene obiektywu

 Nowoczesne obiektywy Leica M posiadają na kołnierzu bagnetu specjalny kod zwany 6-ścio bitowym , który podobno powoduje, że korpus po odczytaniu tegoż kodu w jakiś sposób dokonuje optymalizacji programowej obrazu pod kątem danego obiektywu. Piszę, że podobno bo ja specjalnej różnicy nie dostrzegam. Inna sprawa to zapisywanie w EXIF-ie ogniskowej zastosowanego obiektywu. Ta informacja bywa przydatna. W przypadku starszych szkieł Leiki oraz współczesnych obiektywów innych producentów nie posiadających leikowskiego kodu jeżeli chcemy go nanieść istnieją dwa rozwiązania. Pierwsze to wysłanie obiektywu do Solms gdzie za marne (podobno) kilkaset Euro po paru miesiącach oczekiwania naniosą nam na obiektyw odpowiedni kod. Tu trzeba przyznać, że usługa taka jest wykonana naprawdę solidnie i kod wygląda jak w nowym obiektywie. Drugie rozwiązanie to kupno na eBay-u za bodaj 72 $ domowego zestawu kodującego i zakodowanie obiektywu samemu.
Ja  "zakodowałem" w ten sposób w ciągu pięciu minut 6 obiektywów. Było to ponad  4 miesiące temu i jak dotąd mimo,że często zmieniam obiektywy kody trzymają.

Tak wygląda oryginalny kod nowego obiektywu

Zestaw do samodzielnego kodowanie (obiektyw w celu uzmysłowienia wielkości zestawu)

   Wewnątrz znajduje się pisak szablon i kołowa "tabelka" kodów

Po odczytaniu z tabelki kodu dla wybranego obiektywu nanosimy go pisakiem za pomocą szablonu na obiektyw

I gotowe. Właśnie zakodowaliśmy obiektyw kodem 6-cio bitowym (!)


Oczywiście, że kodowanie fabryczne jest znacznie bardziej estetyczne i trwałe, ale zapewniam, że działa dokładnie tak samo jak domowa metoda.


A jak nam kiedyś kody się zetrą to znowu bierzemy czarny pisak i po paru minutach kodowanie gotowe.





środa, 20 lutego 2013

Piancavallo 2013


Piancavallo to bardziej stacja narciarska niż miejscowość bo stałych mieszkańców jest tu pewnie ze 200. Położone jest na południowych krańcach Dolomitów na samym styku z Niziną Wenecką ok.70 km od tego miasta. Stacja  leży na wysokości  1300mnpm, a trasy narciarskie dochodzą do ok 2000 czyli bez rewelacji jak na Dolomity z drugiej jednak strony poza sobotą i niedzielą na tutejszych 27 km całkiem niezłych i jak to we Włoszech świetnie przygotowanych tras często ma człowiek wrażenie, że jest sam na stoku i to jest piękne.
Poniżej parę pstryków z Fuji X100