Czyli fotografia rodzinna bez żadnych ambicji. Celowo dopisałem ten podtytuł, bo podobno istnieje również fotografia rodzinna z ambicjami czyli uchwycenie decydującego momentu kiedy to np. na imieninach u cioci Władzi wujek Wacek przeholowawszy z toastami właśnie spada z krzesła i zdjęcie z ambicjami ma wyrażać emocje jakie ten fakt u współbiesiadników wywołuje. Nie muszę dodawać, że zarówno lewe oko wujka jak i przerażona twarz cioci powinny znajdować się w mocnych punktach obrazu, tło powinno być lekko rozmazane, a całość uchwycona ogniskową 28mm z żabiej perspektywy. To chyba jest właśnie fotografia rodzinna przeznaczona dla szerszego grona wyrobionych fotograficznie odbiorców. Moja fotografia rodzinna jako pozbawiona ambicji adresowana jest do raczej wąskiego grona odbiorców, bo do rodziny właśnie i tu moim zdaniem dochodzimy do sedna sprawy, albo fotografia dla szerokiego odbiorcy albo dla rodziny czyli rodzinna.
Właśnie wpadłem w trans skanowania, a właściwie to ze względu na urządzenie jakim się posługuję nie będące nawet skanerem tylko raczej prostym aparatem fotograficznym umieszczonym w specjalnej obudowie określił bym tą czynność po prostu digitalizacją starych przeważnie kilkunastoletnich negatywów. Zabawa jest tak wciągająca, że od kilku dni oddaję się jej z nie słabnącym zapałem. Ilościowe apogeum mojej "twórczości" w zakresie analogowej fotografii rodzinnej przypada na lata 1995-2004. Jest to okres od narodzin mojego pierwszego dziecka do zakupu pierwszego aparatu cyfrowego. Zdjęć zrobiłem w tym czasie dobre kilka tysięcy i zdecydowana większość z nich to dokumentowanie różnych faz rozwoju moich dzieci. I mimo, że ambicji w tej fotografii nie ma żadnej to od emocji, a raczej uczucia, a jeszcze dokładniej od mojego uczucia zdjęcia te aż kipią. I oto właśnie chodzi.
Śmiałe przedsięwzięcie Piotrze z tym skanowaniem lub digitalizowaniem negatywów. Brałem się za to kilka lat temu i szybko się zniechęciłem, powiedziałem sobie, że chyba jeszcze nie ten czas :) Mam podobną ilość negatywów i też próbowałem to robić za pomocą aparatu Fuji s100fs i własnoręcznie zrobionej przystawki zakładanej na obiektyw. Zrobiłem kilkanaście negatywów, przy którymś zobaczyłem, że mi się focus przestawił i że fotki są nieostre. Machnąłem ręką i pomyślałem, że chyba trzeba nabyć skaner do filmów. Nie wiem kiedy się za to zabiorę?
OdpowiedzUsuńTobie natomiast gratuluję efektów i podziwiam za cierpliwość! Zdjęcia pełne ciepła, no i co tu dużo gadać - wystarczy popatrzeć :) Czas nieubłaganie zapie......
a My wciąż młodzi - czyż nie? :))
Pozdrawiam serdecznie!
Oczywiście, że tak "Jesteś tak młody jak twoja wiara. Tak stary jak twoje zwątpienie. Tak młody jak twoja ufność w siebie. Tak młody jak twoja nadzieja. Tak stary jak twoje znużenie. Lata marszczą skórę, odrzucenie ideału marszczy duszę." a dopóki Grzegorzu ciągle nam się chce podnosić do oka aparat i czerpać radość z wyzwalania migawki o młodość naszych dusz jestem zupełnie spokojny.
UsuńCo do skanowania to mam na zbyciu skaner do filmów 35mm prawie nie śmigany PLUSTEK OpticFilm 7200 mimo, że daje dużo lepsze efekty niż ten, którego obecnie używam ma tą jedną wadę, że nie działa pod Makiem więc jeżeli byś chciał to wiesz jak się ze mną robi interesy ;)
Ależ urok mają te biało-czarne zdjęcia, niepowtarzalny, przenoszą w czasie, cos pieknego!.
OdpowiedzUsuńPrzywędrowałam tu od Grzegorza, zatrzymam sie na chwile, widzę, że warto:)
Pozdrawiam z Wrocławia:)
Witam serdecznie i dziękuję za ciepłe słowa. Myślę, że prawdę powiedziawszy najwięcej uroku to miały nie tyle same zdjęcia ile te dzieciaki. Dzisiaj nie dają się już tak chętnie fotografować. Nie rozumieją jeszcze , że już nigdy nie będą tak piękni i tak młodzi. Pozdrawiam i zapraszam częściej.
UsuńPiotrze, świetne zdjęcia. Mają niesamowity klimat.
OdpowiedzUsuńPozdrwiam! Arek
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń